Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do siebie przykuwać; używajmy życia. Teraz jesteś pewno wdową. Dzisiejszej nocy, może nawet w tej chwili twój mąż na torturach miał wyzionąć ducha. — Zobaczysz, jak my będziemy żyli rozkosznie.
I w końcu tych słów, w pół objął jej giętką kibić; Arminia czuła już zapach wina z jego ust spienionych, któremi chciał wycisnąć pocałunek na jej śnieżnem łonie, uchyliła się, zwinęła i, wymykając się z jego objęć, chwyciła za rękojeść własnego jego sztyletu i błysnęła mu przed oczy stalowem ostrzem. A odstąpiwszy o parę kroków, zbladła i zaśmiała się szalenie.
— Teraz zbliż się, mój narzeczony! — mówię ci w oczy, iż gardzę, brzydzę się tobą! — Ha! nie śmiesz przystąpić! zdrada z odwagą nie chodzą w parze! Nie obawiaj się, będę miała dość siły nagrodzić cię.
Bodenstein zmieszał się tak niespodzianym zwrotem; ale wino coraz więcej nad nim brało górę, rozwaga odstępowała go. Nie bacząc na to, jak każdy nikczemnik, że przeciwnikiem jego słabsza istota, zgrzytnął zębami i rzucił się ku Arminii, chcąc jej wyrwać wzniesiony sztylet; ale poruszenie jego było niezręczne; Arminia uderzyła go żelazem, i chociaż cios słaby, krew trysnęła z ramienia napastnika na jej suknię. Widok krwi ostudził zapał, cofnęła się przerażona i z głębokim jękiem upadła zemdlona.