Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie powracali, sam gospodarz, doktór i kilku obcych, ze światłem w ręku udali się na kurytarz, wiodący do mieszkania Kosmopolity; lecz jakież było ich zdziwienie, gdy obu czeladników znaleźli przed drzwiami, leżących bez przytomności. Długo ich trzeźwiono, zaledwie nad ranem przyszli do siebie. Opowiadali, iż za dotknięciem się drzwi, tajemna jakaś siła powaliła ich o ziemię. Doktór Bodenstein, znający się na rzeczy, oświadczył, iż obaj czeladnicy siłą nieczystego ducha o niemoc przyprawieni zostali. Jeden z nich nawet kilka dni był nieprzytomnym sobie. Kosmopolita nad ranem dopiero wrócił do domu, i przez całą noc się w nim nie znajdował; prawny to więc dowód, iż mieszkania jego szatan strzeże. Te i tym podobne wydarzania, jako też i krążące wieści, sprawiły, iż ludzie od szynkowni pod zielonym lisem zaczęli się oddalać, to spowodowało poczciwego gospodarza Schwerbauch, iż usiłował pozbyć się tajemniczego gościa, lecz napróżno. Ile razy wspomniał mu o wyprowadzeniu się, Kosmopolita zmuszał gospodarza do milczenia, darząc go obficie złotymi pieniędzmi, co z wielkim zadziwieniem Schwarbaucha kilka razy miało miejsce.
— Setonie! — zawytał sędzia, — czy zaprzeczasz tym okropnym zeznaniom, i co rzekniesz na swą obronę?
— Wszystko powiedziałem — rzekł więzień — wiecie sami, w czem jest prawda.