Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
56
JÓZEF WEYSSENHOFF

— Pana Stanisława dobrodzieja! Cóż za przyjazne bogi prowadzą cię w nasze progi? A witaj-że sąsiedzie miły! Mam nadzieję, że wieziesz z sobą kufry, bo przed tygodniem stąd nie puścimy. Serdeczniem ci rad, panie Stanisławie!
Przycisnął go do brzucha i pocałował.
Tymczasem Franio Warecki, o którym pan Lis chwilowo zapomniał, wszedł do przedpokoju i, kto się tylko zdarzył z kobiet: panie i panny, od najstarszych do najmłodszych, całował po rękach.