Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
155
ZA BŁĘKITAMI

łączone tysiącznymi schodami. Wzorzyste kobierce z kwiatów, inkrustowane w kamienne posadzki tarasów; małe fontanny zraszają je cicho. Kobiety noszą suknie jedwabne, klejnoty i strusie pióra; niektóre świecą nagiemi ramionami. Jakiś bal wspaniały pod odkrytem niebem — na marmurach, na kwiatach, na strojach i ramionach leży jasne światło dnia.
— Ale to nie obraz — przecie my w nim jesteśmy, droga moja, — przecie i ty masz balową suknię i nagie twoje ramiona mają wdzięk rzeczy świeżo odkrytych.
Powietrze takie czyste, lekkie, że się je wciąga w płuca, jak szczęście i życie. Szmer, unoszący się nad tym tłumem, musi być