Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
101
ZA BŁĘKITAMI

nie się modą i dopiero wtedy wkładają swoje pomysły do gotowych form.
— To tak, jak nasze powieści — wtrąciła Halka, mniej pewna siebie.
— Po części — odrzekł Okszyc — nie wszystkie, ale większa część. Pani ma wielki dar do porównań.
Przeszli do zakrystyi, gdzie starożytne hafty pobudziły panie do przeglądu bardziej fachowego, niż artystycznego. Obie myślały, jakieby to z tego mogły być suknie i kanapy, ale się z tem nie odezwały, czując niewłaściwość nuty. — Pan Stanisław, pomilczawszy nieco przy oglądaniu haftów, zabrał znowu głos, gdy zakrystyan odsłonił wspaniałą monstrancyę, srebrną złoconą,