Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   224   —

— Cóż wuj tedy zrobi z tolerancyą cudzych przekonań?
— Ale nie zawracaj mi głowy tą swoją tolerancyą! Mam ją w pięcie. Nikt nic nie toleruje oprócz swoich własnych przekonań. Jakbym zaczął tolerować, a mizdrzyć się do przeciwników, nicby ze mnie wkrótce nie pozostało.
— To wuj chce stosować system biurokracyi, system przemocy?
— Ale gdzie znowu! Nie przemocą — wymową, przekonaniem, promieniowaniem...
— To wolno. Tylko ja byłbym zdania, że między pokrewnymi szczepami na jednej ziemi najprzód należy pracować nad zbliżeniem się, a potem nad porozumieniem z wzajemnemi ustępstwami. Najgorsza rzecz — walczyć, nie znając się.
— Poznać ich nie zaszkodzi, ale to chyba na jutro? Dziś już za późno.
— Jutro zapoznam wuja, z kim zechce, z Miłaknisem, z Ciecierowiczem...
— Doskonale. — — — A dzisiaj cóż? pić będziemy herbatę? Nie lubię wogóle tej trawy, a już w podróży mam do niej szczególniejszą awersyę.
— Niech wuj każe dać piwa.
— Piwa, powiadasz? Tak na noc? I w numerze hotelowym... nie w stylu, dobrodzieju