Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

pałacowi z podjazdem o sześciu kolumnach, noszącym wybitną cechę polskiego XVIII wieku.
W pałacu mieszkali obecni dzierżawcy Soł, państwo Jełczaninowie, szlachta ze Słonimskiego. Rajecki ich nie znał i wyraził skrupuł, czy wypada mu wstępować do nieznajomych.
— Ot, fanaberye! Pan Mikołaj, przyjaciel nas wszystkich, z Pucewiczem jedziesz, a cóż to Rajecki z Jużynt człowiek obcy, czy co?
Oczywiście. Żmudzkie koniki, parskając do wypoczynku, zajechały przed podjazd. Natychmiast we drzwiach głównych ukazało się kilka osób ciekawych, między któremi nie było jednak gospodarza, ani jego żony. Pucewicz wyskoczył z tarantasa i witał panie, całując je po rękach; mężczyzn ujmował w objęcia. Znał wszystkich. Serdecznie zaproszeni przez gości, podróżni, otrząsnąwszy tylko pył z ubrań, wchodzili do pokojów, gdzie dopiero ujrzeli pana Mikołaja Jełczanina, siedzącego w wygodnym fotelu przy błogiem smakowaniu herbaty. Wstał i grzecznie powitał gości, ale powiedział tylko:
— Dziękuję, że nie ominęliście.
I pogrążył się znowu w kontemplacyjny spokój.
Pani Jełczaninowa, dużo ruchliwsza, okazała wymowniej swe zadowolenie z odwiedzin i przedstawiała zebranym młodego Rajeckiego, który prawie nikogo tu nie znał.
W wielkiej sali, trochę pustej, okna, drzwi i gipsatury sufitu świadczyły jeszcze o dawnym przepychu, a kręciło się tyle osób rozmaitego typu i ubioru, że Michał zapytał cicho Stanisława:
— Imieniny jakieś, czy co?
— Nie. Oni tu w Wiłkomierskiem tak jeżdżą ciągle jedni do drugich w gościnę. Dzisiaj spotkasz ich tutaj, jutro wszystkich w innem sąsiedztwie. I dobrze: ludzie do ludzi przywykają.
Zebrane towarzystwo nie wydawało się pochodzącem z jednej prowincyi; o modzie miejscowej nie można też było powziąć wyobrażenia. Typy były na ogół polsko-litewskie, lecz niby przeszarżowane w osobliwościach twarzy i ubioru. Starsze panie, Michałowe, Hieronimowe, Justynowe, ubrane z nadmierną prostotą, nie kryły się jednak wcale po kątach, brały owszem szeroki udział w rozmowie. Młodsze miały bardzo rozmaitą powierzchowność: jedne, niepodległe wszelkiej modzie, ubrane z męska, z krótkimi włosami, z papierosami w ustach, drugie, w elegancyi uczesania i ubioru nie ustępujące Warszawiankom.
Zawsze jednak, pomimo rozmaitości ubiorów, damy przedstawiały