Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   92   —

ność. Miał się właśnie naturalizować w Austrji po wakacjach, ale zaskoczyła go wojna. De facto jest jeszcze rosyjskim poddanym.
— Ale niepełnoletni?
— Na szczęście niepełnoletni.
— No cóż — rzekł Gimbut — młodzieniec miał pobudki najszlachetniejsze.
— Nie wątpię — odrzekł ojciec — palnął jednak kapitalne głupstwo.
— Wszak wojsko ochotnicze, polskie. Na takie Austrjacy pozwolili.
— Pozwolili?! — powtórzył prezes gorąco. Powiedz pan raczej: sami wywołali, wymyślili bardzo dowcipnie taką piękną awangardę ze szlachetnych polskich dudków przed armją austrjacko-niemiecką!
Rozgrzał się i Gimbut:
— Zbyt surowo, panie prezesie. Toż to zawiązek polskiej armji, która może urosnąć i pójdzie do walki z Moskalem, jak dziady i pradziady.
— W tem właśnie rzecz, że dzisiaj nie trzeba bić Moskali, lecz Niemców wszelkich gatunków: Szwabów, Prusów, Brandeburów, Sasów, Bawarów i najukochańszych Austrjaków. Przecie o tem mówiliśmy. Gdyby jeszcze poryw całego narodu! Ale garstka chłopaków oczadzonych, oszwabionych, bez sankcji — owszem: przeciw woli ogromnej większości narodu. — — I ci wypowiedzieli wojnę miljonom rosyjskim?! Toć to tragicznie śmieszne! Przecie oni siedzą, jak rój much na pancernym samochodzie niemieckim i wydaje im się, że lecą do boju za Polskę!