Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   351   —

swe usługi Leninowi do podboju całego świata; rozpocząłem walkę z kontrrewolucją całego świata“...
Sworski przerwał i dodał od siebie uwagę:
— Teraz rozumiemy, dlaczego zamordowano metropolitę w Ławrze, bombardowano specjalnie Michajłowski monastyr, dlaczego wzięto też na cel i nasz dom, jako „najwyższy pałac“.
— Ale nie rozumiemy tem bardziej — rzekł Łabuński — co to za gatunek ci bolszewicy? Przecie Murawjew nie jest z tej samej gliny, co bandyci, których tu pełno.
— Ma styl! — zapalił się Celestyn Łuba. — Ma coś z upadłego archanioła.
— Dla mnie — odrzekł Sworski — postać ta rozwścieczonego megalomana jest przyczynkiem tylko do definicji, która składa mi się w głowie: czem jest bolszewizm. — Nie ideą polityczną określoną, zastosowaną konsekwentnie; raczej wynikiem idei starannie ukrytej poza hasłami jawnemi. Napatrzyliśmy się już tutaj bolszewikom; ja ich widziałem jeszcze więcej, bo i w Petersburgu. Co za różnorodność okazów! Są między nimi zwyrodniali inteligenci i zupełni idjoci. Są ludzie żądni władzy i potęgi, jak ten Murawjew, albo prostacy żądni tylko żarcia. Są sadyczni okrutnicy, albo pachołki wcale dobroduszne. Żaden bolszewik do drugiego niepodobny, tak jak żaden człowiek do drugiego w zwykłym tłumie.
— Chyba chce pan powiedzieć — odezwała się pani Łabuńska — że każdy człowiek może stać się bolszewikiem, tak jak naprzykład... zachorować?