Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   296   —

z Polski, przez Szwecję. Poczty i koleje zaczynają funkcjonować fatalnie. Wogóle jest chaos — i w mieście niepokój. Lepiej, aby panie nie wychodziły na ulicę.
— A panowie mogą?
— Zawsze nam łatwiej.
— Właśnie papa wybiera się na posiedzenie wieczorne. — — Papo! pan Sworski mówi, że są niepokoje w mieście.
— Czyż doprawdy? — wczoraj wracałem późno — było cicho.
— Słyszałem — rzekł Sworski — o zapowiedzianem na dzisiaj wystąpieniu bolszewików. Co to ma być? nie wiem. Od naszych dziennikarzy trudno się dowiedzieć. Nie tkwią w tutejszych robotach — co i lepiej — a telegramów już nie otrzymują wcale.
— Poczekajcie! — rzekł Łabuński — zatelefonuję do znajomego członka magistratu; jest teraz zapewne w mieszkaniu.
Telefonistka długo nie odpowiadała.
— Masz tobie — — jest jakiś popłoch — słychać gwary, ale nie łączą.
Aha! — 17.25.
Po chwili rozmowy oznajmił Łabuński:
— Są niepokoje. Powstrzymano przed godziną demonstrację jakichś drabów zamiejscowych. Ustawiono armaty przed Bankiem Państwa i Arsenałem.
— Ładne rzeczy! — przerwała pani Łabuńska.
— To już było i skończyło się na niczem — uspakajał mąż. — Jednak tłum jest wzburzony. Lepiej nie wychodzić z domu wieczorem. Jeżeli panowie