Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   221   —

polskiej na Kresach. Panowie nas skazujecie na zagładę!
Hornostaj już dawno chciał przytłumić tę zaognioną rozmowę, której wszyscy zaczęli się przysłuchiwać.
— Wpadamy w ekstremy — orzekł. — Myśmy chcieli tylko zapytać pana, czy nie posiada wskazówek lub nie stawia przypuszczeń o terminie wejścia tu Niemców, którzy są tymczasem niezbędni do opanowania chaosu. Dalsza przyszłość może się ukształtować tak, lub owak.
Rozmowa z burzliwych fal spłynęła na cichsze wody; wmieszały się głosy dam, narzekające na politykę przy podwieczorku. Pani Hornostajowa oświadczyła, że pomimo zamętu stara się jeszcze utrzymać zwyczaj swych five-o’clock’ów czwartkowych, gdzie spotkać można ludzi zajm ujących i dobrze powiadomionych. Zapraszała Sworskiego, aby ją odwiedził.
Sworski dziękował i obiecywał przyjść we czwartek. Rozglądał się dalej w galerji ludzi, którzy go bądź co bądź zajmowali. Naprzykład pani Hornostajowa była bardzo jeszcze pokaźną niewiastą czterdziestoletnią, ale cudzoziemskiego typu; przypominała Tadeuszowi osoby spotykane w hall’ach wielkich hotelów zagranicznych. Pani Łabuńska miała typ swojski, przyjemny, ale mówiła mało i bez efektu, w przeciwieństwie do córki, Hanki, która szczebiotała głośno i swobodnie, jak ładny ptak.
Do stolika gdzie usiadły trzy panny, Hornostajówna i dwie Łabuńskie, przysiadł się młody Dymitr Hornostaj, brat i kuzyn, a także Adam Rewiatycki, który jedyny w całem towarzystwie nosił mundur,