Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   186   —

— Co za plotki? — przestraszyła się srodze drobna ciocia.
— Nie słyszała ciocia? — Opowiadają o mnie, że ja z Jankiem Skuminem...
Staruszka aż wstrząsnęła się z oburzenia:
— Co za bezeceństwo!
— I dlatego Janek nie pokazuje się u nas i wyjechał nawet z Poznania.
— Ma tymczasem słuszność. Ale trzebaby przecie wybić z głowy Ambrożemu takie ubliżające ci posądzenie.
— Nie, nie. Proszę cioci, aby o tem z Ambrożym nie mówiła. Może on nie wie... to jest: może nie doszły do niego te plotki.
Panna Radomicka dawała w dalszym ciągu wyraz swemu oburzeniu:
— Przecie to i Jankowi ubliża! Taki porządny chłopiec — i chce się żenić. — Ma się ku Dosi Tolibowskiej, a ona ku niemu.
— A to znowu ciocia skąd wydobyła?
— Tak, ze spostrzeżeń osobistych. Ale to inna sprawa. Trzeba najprzód, aby się Ambroży na ciebie nie dąsał.
— Mogłaby ciocia coś czasem mu wspomnieć... o dziecku.
— Moja Werciu droga! Ty masz wszystkie atuty, aby go namówić, a cóż ja?
— Niech ciocia wspomni — zobaczymy, jak się on na to zapatruje.
— A ty nie wiesz?