Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 46 —

wiek związanej z dobrem ogólnem, jednak nas bezpośrednio nie dotyczącej, dajemy wprawdzie dowód, jak pan prezes Godziemba, tradycyjnej pieczołowitości względem młodszych braci, ale popełniamy też tradycyjny błąd: kształtujemy życie tych braci, kiedy oni nas wcale o to nie proszą, bo potrafią być obywatelami po swojemu, na swoją modłę, niezrozumiałą dla umysłów, nawykłych do zadawnionej szlacheckiej supremacji.
Szmer opozycyjny rozszedł się wśród zgromadzonych; kilku naraz poprosiło o głos.
A za kotarą szepnęła Mańka do Magdy:
— Ładnie mówi ten mój... ten wasz przyjaciel z Niespuchy.
— Zrozumiała panienka? — ja bo ani.
Zanim udzielił żądanych głosów, Jerzy Godziemba skorzystał z prawa przewodniczącego i przemówił interlocutorie:
— Muszę w paru słowach odpowiedzieć poprzedniemu mówcy, a to ze względu na porzytek dzisiejszej narady, której raczyliście mnie szanowni panowie, uczynić przewodniczącym. Z tego urzędu i ze szczerego pragnienia ogólnego dobra śmiem nawoływać, abyśmy się nie zajmowali historjozofją przeszłości i przyszłości, ani rozstrząsali naszych pobudek radzenia tak, lub inaczej. Mamy tu projekt realny, konkretny, który omówić możemy nawet ze stanowiska, które zajął pan Czemski: zapytajmy tego ludu nie o to, czy chce być przez nas „kształtowany“, lecz czy chce mieć w Mielnie dom ludowy projektowanego przez nas typu, czy inny, czy wcale nie chce żadnego. Inicjatywa rzeczy pożytecznej, gdyby nawet pochodziła od wro-