Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 278 —

ki”. Nie podobał mu się również dzisiejszy zimny wiatr, wcale nie majowy.
— Widać aż stąd, jak ta wichura okrada nam sad z kwiatu, A nowy sad założony w polu i droga do krzyża, którą obsadziłem — wiesz, Maniuś? — W polu jeszcze się bardziej rozjadło wichrzysko, z piekła rodem!
— Tyle tego kwiatu — pocieszała Manieczka — ten, co się utrzyma, da jeszcze piękniejszy owoc.
— Teoryjka do zlewu, córuś.


∗             ∗

Trafnie przeczuwała Manieczka, że Stefan namyślał się gorączkowo w samotnym swym domku w Niespusze. Chociaż doszedł do przekonania, że ci, od których stronił dawniej z nieufnością, są właśnie urodzonymi sprzymierzeńcami od roboty z ludem; chociaż ujęło go wstawiennictwo za jego uwolnieniem tych „zacofańców“, których miał za wrogów, a którzy, widocznie, poznali w nim i ocenili dobrą siłę przyszłości; chociaż olśniony został przez przyjęcie w Sławoszewie i kochał naprawdę pannę Broniecką — uparta pycha przeszkadzała mu do odstąpienia teorji i nawyknień. Co innego zakładać szkołę ludową z gronem ludzi mocnych i roboczych, choć trochę odmiennie myślących, co innego zaś skojarzyć się nierozerwalnie z rodziną staroszlacheckiego typu. Przypominał sobie Stefan salon pani Obichowskiej, a w nim próżniaczych panków i puste kobiety. Mająż-to być odtąd jego krewni? jego zwykłe towarzystwo? — Nigdy!
Ona, ta najmilsza, zdaje się być zdecydowa-