Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 236 —

— Więc zatem... cóż to chciałem? — aha! — dzisiaj na noc zabieramy się do Warszawy — prawda? — co tu czekać? — wiosna idzie... Mój ty kwiatuszku polny! — —
— Dać pokój! — odsunęła się Agatka — gdzież tu się całować na powietrzu? — Mielno pod nosem.