Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwie przeciwnego brzegu. Jeździec runął w gliniasty wąwóz. Grześ kilkoma susami zeskoczył na dół i znalazł się przy zbiegu. Ten wywlókł się już z pod konia i, potykając się, plując krwią, ucieka na dół wąwozem. Spostrzegł Grzesia.)

CZAROWIC

— Ktoś ty?

GRZEŚ

— Ja tu ze wsi.

CZAROWIC

— Bracie! Ratuj! Biłem się z wojskiem...

GRZEŚ

— A dy ja towarzysz...

CZAROWIC

— Towarzyszu! Ja wnet umrę... Zawcześnie mię spostrzegli. Uciekaj! Co sił uciekaj! Tu zaraz, na szosie puławskiej, między Kurowem i Końskowolą spotkasz dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę na koniach karych. Im oddasz to pudło.

GRZEŚ

— Między Kurowem i Końskowolą dwoje na koniach karych...

CZAROWIC

— Spytasz o hasło. Jeśli powiedzą słowo Warna...