Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

względem wszystkiego na ziemskim okręgu, oprócz siebie samowtór, lśni, jak na licach kochanków, objętych szczęściem miłości. Blask błyskawicy wraził się aż do dna wzroku człowieka, jak cienki brzeszczot złoconego sztyletu po krzyżową rękojeść w ranę, a po zniknieniu swojem zostawił nicość. Nagle wybucha z nicości pożar myśli i dymią się kłęby uczuć. Ogniem wszystko niszczącym spłonęła groźna wola. Wychodź na wojnę, człowieku! A w chwili tej wyzwolin woli zostaw w powrozach sumienia widzenie tamtych wstydliwych ramion, niezasłoniętych sukniami. To o nich żałośnie śpiewają skrzypce młode. O nich wspomina tamta daleka polotność tonów.

Zamieć nic nie wiedzących tonów muzyki przeszywa jasne brzozy, które stoją w ciemnowronej ciszy. Drzewa słuchają. Czatują na każdy ton. Rozumieją troskliwie, czują tosamo, co czuje serce ludzkie, strwożone przez niepojęty cudosen muzyki. Pilnie czyhają na wichry zmiennych uniesień, na każdy szelest melodyi, sprzyjający sercu, na tchnienia i pogłaskania łaskawe, na uśmiechy nadziei, krótsze, niż jedno melodyjne westchnienie świerszcza jesieni.
Teraz zdala płyną pieśni — chmury bezgranicami nieba. To one najbardziej żarliwie ujęły sprawę człowieka poza obrębem jego duszy. Spamiętały czujniej, niż on sam wszystko, co najwznioślejsze, wszystko bolesne — przebaczone, wszystko, co leciało istotnie ku niebu, — wchłonęły w niemateryalny swój dźwięk, w mowę chmurną, obłoczną, zamierającą między otchłaniami czasu, tęsamą wiecznie, tęsamą w chwili szczęścia dawnego i tęsamą, gdy się w samotność i głuchy żal opuszczenia przelewa. Wysławiają człowiekowi cudowną o nim samym legendę, wierne o nim podanie, o nim, bohaterze i duchu wolnym, który niegdyś istniał, panował nad okręgiem ziemi szczęśliwej, pióropusz skrzydeł nosił u ramienia szlachetnego, cnocie służący miecz piastował potężną dłonią, pasował się na śmierć z mocami wrogiemi, zginął walecznie i ninie leży w zapomnianej, niewiadomej, zaklęsłej mogile. Głuchy gniew, głuchy poryw żłobi w chmurach tej dawnej pieśni każdy przelot błyskawicy. Skądże i czemu nawraca znów, nawraca tylekroć Olesiowe pytanie: jakże świętość wydostać z ludzkiego rodu? Kto się odważy? Kto ujmie młot? Kto na się weźmie posłannictwo odkupiciela?

Słychać... Ktoś to inny gra. Odpowiedź... Oto gra teraz odpowiedź bies, stojący w mroku. Mara, mądry zaprzaniec, zdrajca świętości. Judasz,