Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MICHAŁEK

— Miał wnet nadejść.

OLEŚ

— Pewnie się spóźni, jak to zwykle.

MICHAŁEK (ze śmiechem)

— Bo jeszcze u Apfelgrüna...

CZAROWIC

— Nie trzeba mu tej wady wytykać zbyt ostro. Pewnie zaraz nadejdzie. A cóż też będziecie grali? Nie uwierzycie, muzykusy, jak się cieszę, że dziś będziecie grali. Jak to dobrze!

OLEŚ

— A dziś mamy właśnie nową rzecz...

MICHAŁEK

— Olek!

CZAROWIC

— Co? Sekret?

OLEŚ (zawstydzony)

— Właśnie... nie możemy powiedzieć.

CZAROWIC

— Skoro sekret, to sekret.