Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
CZAROWIC

— No? Cóż chłopaki?

NASTKA

— To nie wiecie? (Tajemniczo) Wzięły Franek Zatajewski, cieśli czarnego spode młyna, i Wiś Budniak złapały od mamy Wisiowej sześć małych kotków, co się okociły tydzień temu i wszystkie sześć zakopały żywcem w ziemię. Słyszycie, panie?

CZAROWIC

— Słyszę.

NASTKA (plaskając rękami i wznosząc pięście na wzór starych kobiet)

— Najsamprzód wykopały dół za cegielnią i cisnęły w ten dół biednego kotka, z białą łatką na łbie. Zasuły go ziemią. Piszczał, piszczał... Aże przestał... (Płacze) Potem cisnęły w dół drugiego kociaczka, czarnego z białemi łapkami. Zawaliły go ziemią. Potem frygnęły białego z pyszczaszkiem (Płacze gorzko)

CZAROWIC

— Cóżeście też z nimi poczęli, z tym Wisiem i Frankiem?

NASTKA

— Zwołali paniusia calusieńką ochronę, kto ta ino kiedy był, i te dzieci, co już nie są w ochronie, ino we szkole, bo już przeszły ochroniarskie — i poszliśmy sznurem, parami, umyte, poczesane do kociego dołu, za cegielnią. Tam,