Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
NACZELNIK

— Chrypa! Poproś no go z łaski swej, żeby nie wrzeszczał, bo tu nie szynk na przedmieściu, a ja dobrze słyszę.

(Agent Chrypa podchodzi cichaczem z tyłu do Osta i uderza go pięścią w lewe ucho. Oset, oszołomiony zatoczył się bezwładnie na prawo między grupę szpiegów, którzy z ław wstali i zbliżyli się do balustrady)
AGENT DĄSIK (mruknął rozkaz)

— Ścianę robić!

(Do Osta)

— Co się na mnie pchasz?

(Uderza go pięścią w prawe ucho i odtrąca od siebie. Oset zatoczył się w lewą stronę. Agent Stasiek uderza go w głowę z tyłu i rzuca bezwładnego na balustradę. Oset przez chwilę obwisł z bezwładnemi rękoma na balustradzie. Po chwili dźwignął się na nogi)
OSET (bełkoce)

— Choćbyście... choćbyście bili... zabili... tosamo...

NACZELNIK (do Czarowica)

— To na pańską cześć uczta, panie inspiratorze ludu do czynów rewolucyjnych. „Porządek stary już się wali“... No to ja go podtrzymam! Milczenie jest złotem, ale nie zawsze i nie wszędzie. Tu się waluta zmienia, a to dzięki temu, że stąd na plac ratuszowy nie wszyscy wyjdziemy. Dzięki temu, że stąd niektórzy wyruszą pod wrótnię Iwanowską i ani kroku dalej, milczenie staje się śmiesznie bezwartościową cyną. Tu tylko szczera gadatliwość ma wartość złota.

(Do Osta)

— Mów wszystko szczerze odrazu, bo każę bić.