Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogrodami ku Wiśle, a pan Czarowic powalił żołnierza na ziemię. Kiedy ludzie się zbiegli, znikł w tłumie. To prawda, czy nie?

OSET

— To wierutne bajki, nie żadna prawda. Ja tego pana Czarowica, czy jak go tam zwać, na oczy w życiu nie widział...

NACZELNIK

— A tego nie było, żebyście na spółkę rzucali maszynę do karety gubernatora wojennego?

OSET

— Nawet mi szkoda na odpowiedź psuć sobie gęby.

NACZELNIK

— A gdzież ty w takim razie wtedy byłeś?

OSET

— Kiedy?

NACZELNIK

— No, wtedy, gdzie byłeś, jak on był w Kaliszu? Gadaj!

OSET

— Ja o niczem nie wiem. Może byłem w domu, a może we fabryce, przy marmurach, gdziem zawżdy robił. Ja nie wiem wkiedy! Miesiące, kwartały, lata siedzę w kryminale.

NACZELNIK

— Ty mi to powiadaj wyraźnie, gdzie byłeś, kiedy Czarowic tę bombę rzucił?