Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SIÓDMY

— Idź odemnie. Nie skowycz!

PIĄTY

— No?

SIÓDMY

Idź, mówię! Smród — psiakrew! — w duszy. Merkaptany dokoła — psiakrew!

PIĄTY

— Słyszycie, filory, kawalerya warszawska? Jaśnie pan cierpi na duchu. I czego? Przecie jaśnie pan z naczelnikiem przez pół na ty. On do jaśnie pana: ty, draniu! A jaśnie pan mógłby do niego tak samo, ale przez dobre wychowanie woli: — panie naczelniku...

SIÓDMY

— Wściekam się, merkaptanie! Wiesz, drabie, co to merkaptan?

PIĄTY

— Nie miałem dotychczas ciekawości, proszę łaski pana dziedzica.

SIÓDMY

— To ty tak śmierdzisz, jak merkaptan, i ja tak śmierdzę, jak merkaptan. Mercurioaptusy jeden z drugim — tfu!