Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwsze to było lepsze poruszenie w człowieku, które z pod popiołów i zgnilizny żywą iskrę dobyło.
Jagnieszka pozostała ze swymi chłopcami u Kwasotów, aż do godziny odjazdu ich. Wilczek już się nie śmiejąc upominać o dzieci, Sołotwinę tylko raz wraz posyłał.
— Idźno zobacz, co oni tam robią, czy im choć jeść dali, bo te baby gotowe ich téż morzyć głodem, a to źreć potrzebuje.
Przed wyjazdem Borkowa poszła znowu z chłopcami pożegnać Chorążego. Tym razem zimniejszym się być zdawał, ale w końcu szepnął.
— Niechajby czasem się przetrzęśli... a przyjechali.
Gdy bryczka odchodząca zaturkotała, poszedł do łóżka i położył się, żony już dnia tego nie widząc. Jagnieszka była zarazem smutną, odżywioną i niespokojną.
Widok chłopców na myśl jéj przywiódł przyszłość ich, życie z mężem tym, wychowanie, wszystkie walki, które ją czekały i męczeństwo nie żony już ale matki, stojącéj w dzieci obronie.
Wilczek w Łomżyńskiém, choć u siebie w domu, czuł się obcym, nad Teterowem i Owruckiém był dopiero u siebie. Nudziło mu się coraz bardziéj, a że rana się dogajała, siły wracały, ciągle wzdychał do powrotu i podróży.