Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie. Ja sobie sama, wdowa nieszczęśliwa, rady nie dam.
Stanęło na tém.
Rozmyślali jeszcze, pocichu się umawiając dni parę, aż jednego rana kazała jéjmość zaprzęgać. O mil trzy ją Otwinowski odprowadził i za cztery niedziele obiecał przybyć.
W wigilią wyjazdu Sołotwina się znalazł w austeryi, gdyż uląkłszy się zapowiedzianego przybycia Wojskiéj, drapnął z Maczek. Dopiero gdy się dowiedział, że do Żytomierza wyjechała, odetchnął i wracać się zabierał. W czasie krótkiego swojego pobytu w Przepłotach, Sołotwina dowiedział się: primo, że Otwinowski gotów był się żenić z wdową, i że wdowa się od tego nie wzdragała.
Naostatek z okropną zgrozą przekonał się (z własnego zeznania jego), iż ten-to sam był Otwinowski, który Wilczka obciął tak haniebnie.
Digitus Dei! krzyknął Sołotwina — i niechże-to ludzie teraz gadają że fatalności niema...
Powróciwszy do Maczków, nie miał nic pilniejszego nad to, by Kwasocie powierzyć tajemnicę... Na oczy widział jak wdowa wyjeżdżała, i że Otwinowski siadł do niéj do bryczki, a służącą na swoję wsadził; powiadał że byli w takiéj z sobą komitywie, jakby się jutro pobrać mieli.