Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

ruszkowi podziękować ucałowawszy jego rękę. Śmiał się z radości...
— Do prawdy się ty wybierasz? zapytał...
— Nic mi nie brak, tylko ręka boli, a wyleżećbym nie mógł, odpowiedziałem — pójdę.
Milcząc zrobił mi krzyżyk nad głową i przeprowadził stoczek zapaliwszy do furty...
Miało się na dzień... godzina była ranna, ale miasto jeszcze się ruszało całe i strzały słychać było w dali. Tu około Bernardynów i zamku wydało mi się pusto. Na zamku w dwóch oknach blade za firankami widać było światełko... Łuna jakby od przygasającego pożaru roztaczała się po nad Miodową i Śto-Jurską. Niekiedy wśród niéj błyskało żywiéj i głuchy grzmot się rozlegał a po nim jakby okrzyk tłumu... to strzały ręcznéj broni sypnęły gradem i umilkły... Chmura dymu czarnego, rozkładająca się szeroko jak ciężki całun, purpurą podszyty rozciągała się po nad miastem. Opierając się na szabli szedłem zwolna daléj, dążąc ku Miodowéj... Zbliżając się ku niéj... zacząłem spotykać trupy. Leżały kupami czarnemi, tylko woskowe ich twarze z dala jak blade plamy świeciły. Żołnierze ruscy, chłopcy i czeladź rzemieślnicza, kobiety w odartych sukniach leżały razem... Gdzieniegdzie w rynsztoku zaparła się krew czarna i stała gęsnąc, okryta pianą...
W niektórych kamienicach okna były powyłamywane, okiennice wisiały na hakach, bramy strzaskane zwaliły się na bruk... Widocznie przeszli tędy Moskale i zostawili po sobie pustkę... przed jedném z domostw wytoczone i rozbite beczki, z których wylała się wódka, czuć było spirytusem, na ziemi pomięszanym z błotem i krwią...
U sklepu jednego stał trup, który go chciał znać bronić, kula utkwiła mu w czole, osunął się tylko i, rękami kostniejącemi za drzwi chwyciwszy, tak stężał. Widok był straszny, krwawy, bolesny... odwracałem oczy, lecz gdziem je obrócił, spotykałem ciała ludzi a wiele z nich już były do naga odarte... Na latarni jednéj wisiał trup i chwiał się z wiatrem a żelazo pi-