Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   174   —

Pereunt felicia regna!
rzekł z cicha.
Są to, jak wiadomo, ostatnie wyrazy proroctwa tyczące się Polski, przypisywanego Erykowi, pochodzącego jakoby z XII. wieku a często po rękopismach końca XVII. spotykanego.
— Ostatni król Rzeczypospolitéj, dodał z westchnieniem. Nie powiem, jakim był królem, to pewna, że najnieszczęśliwszym dla siebie i najnieszczęśliwszym dla Polski, lecz jako po człowieku płaczę.
Ujął mnie pod rękę. — Chodź — rzekł, mam prawo wnijść jeszcze na zamek królów, który jutro będzie kwaterą jenerała lub szpitalem... Jeszcze dziś na nim czuć majestat Zygmuntów i Władysławów... jeszcze nie zatarte ślady Sobieskich... chodź... Szliśmy...
Na zamku zamęt był, jakby zeń wszystko wynieść i zabrać miano. W podwórzach, po wschodach stały paki i sprzęty, ludzie kręcili się na pół nieprzytomni. Od pokojów królewskich schodziły płacząc jeszcze pani Krakowska, Zamoyska, Grabowska, Mniszchowie... ponure i blade twarze... Ustąpiliśmy z drogi nieszczęściu i żałości...
Ksiądz prowadził mnie do sali audyencyonalnéj, która stała ze swemi popiersiami i portretami nie tknięta. Marmurowy biust cesarzowéj Katarzyny uśmiechał się ruinie... Gabinet króla był otwarty... stał zarzucony pomiętemi papierami, rozsypanemi książkami, z których część sznurami była powiązaną... Na kanapce leżał mundur korpusu kadetów stary, który król często nosił. Na ścianie znać było miejsce, z którego zdjęto ulubiony królowi obrazek Magdaleny Battoniego... Około kałamarza kilkanaście piór świadczyło, że w ostatniéj chwili coś mu podpisywać kazano...
Wszystko to tragicznym obleczone było smutkiem. Tron w sali audyencyonalnéj ktoś szarém płótnem narzucił jakby brudnym całunem...
Ksiądz wiódł mnie do sali portretów, które nietknięte wisiały szeregiem... Bolesławy, Mieczysławy, Jagiellonowie... a w końcu na ogromném płótnie Bacciarellego król... z klepsydrą w ręku, patrzący na chmurne niebo...