Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jakim sposobem matka odgadła to, i zaraz się odwróciła za siebie, a Filipina jeszcze prędzéj znikła, nie umiem powiedzieć.
— Ja bo asindzkę nauczę — rzekł Mostowniczyc — jak proces prowadzić. Trzeba takiego adwokata wziąć, żeby się albo w niéj kochał albo w córce...
Hryniecka się rozśmiała.
— Bałamut bo jesteś!
— Jako bałamut! — odparł z powagą Niewiadomski — ale to jedyny nieochybny środek... Gdy ci proces wygra możesz mu figę pokazać... ale fraszka trzos nabity, gdy serce się zapali. Spróbuj!
— Widziszże sam — odezwała się weseléj Hryniecka — że już we mnie staréj kochać się nie będzie nawet kauzyperda.
— A w córce? — zapytał Niewiadomski. — Wszak ja jej od dziecka nie widziałem. Pokaż no mi ją. Niech zobaczę.
Ostro ku mnie spojrzała Hryniecka i skrzywiła się.
— Ani ja ani on — wskazując na mnie, rzekł stary — oczyma ci jéj nie zjemy...
Rada nie rada wdowa zawołała:
— Fipcia! a chodźże tu!
Zarumienione dziewczę stanęło w progu. Niewiadomski patrząc na nią, rękę do oczów przyłożył jakby się od słońca zasłaniał.