Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A ja ci powiadam, że tak być musi.. bo i dziennikowi rady nie dasz i siebie zabijesz!! Masz do czynienia z ludźmi, dla których żadna granica moralna nie egzystuje, którzy w obronie swego dobra gotowi się dopuścić największéj szkarady... zginiesz i zginiesz bezpożytecznie.
— Nie zginę, bo wierzę w to, że prawda zwyciężyć musi...
— Tak, mój drogi! ale zwycięży kiedyś, a ty będziesz tylko gruzem, który kałużę fałszu trochę przysypie... wóz jéj przejedzie po tobie.
— Niech się co chce stanie...
— My wszyscy przyjaciele twoi prosić cię będziemy i wymodlimy, że tę robotę niewdzięczną rzucisz...
— Ale zkądże rozpacz taka? zapytał Sławek...
— Nie wchodź bliżéj w powody, nie gryź się, rzekł stary — naprzód ci zdrowie potrzeba odzyskać. Powiem ci tylko jedno, że przez czas twéj słabości i korzystając ze składu różnych drobnych, nieszczęśliwych wypadków, potwarzą... szkalowaniem... odebrano ci siłę do działania... Sławek spuścił głowę...
Po wyjściu Kanonika, rozkazał do siebie przywołać pomocnika z redakcyi, przynieść papiery, dzienniki, korespondencyą, rachunki.
To zetknięcie się z rzeczywistością było dlań ciosem okrutnym — nie miał nawet wyobrażenia tego, co