Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i drugie tyle czasu zeszło — niemcy nie przybyli. Wytrwał jednak na stanowisku, niewiedząc że kupcy obawę mając do Krakowa jechać, zawrócili naprzód do Tęczyna i tam zdawszy pisma wszystkie, sami w inną udali się stronę.
Stało się czego Stach przewidzieć nie mógł, a gdy po próżnem oczekiwaniu, nie pochwycono zapowiedzianych, Wojewoda człek prędki, Stacha za kłamcę poczytawszy, w pierwszém gniewie do więzienia go chciał wtrącić.
Biskup się temu oparł, gdy ponowiwszy przysięgę, Stach uroczyście zaręczył iż prawdę mówił, któréj blizka przyszłość dowieść miała. W rozpaczy po tym sporze z Wojewodą, Stach, choć mu groziło niebezpieczeństwo gdyby go Kietlicz pochwycił, zapomniawszy o sobie, nie chroniąc się na zamek, dzień cały przeleżał we dworku, straciwszy do wszystkiego ochotę.
Pamięć o obowiązku i pokucie, nierychło wzięła górę i znękany zwlókł się z pościeli. Potrzebował Jagnie oznajmić aby ona o bezpieczeństwie swoim myślała zawczasu, ale właśnie Wisła była lody porwała i życia nie ważąc, na drugi brzeg dostać się nie było można.
Stach do życia wielkiéj nie przywięzywał wagi, choć Żegieć na kolana padłszy błagał go aby się na okrutną krę nie puszczał, wziął czółen i sam z nim popłynął. Lody dopiero u brzegu sparły łódkę i obaliły, tak że wyskoczywszy