Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojny, któréj i Wojewoda Mikołaj sam mógłby podołać.
— Dla czegóż mnie rycerskiéj sławy i uciechy pozbawić chcesz! — spytał książę z wymówką. — Masz że mnie już za niedołęgę i niewieściucha?
— Nie, ale miłość wasza droższą mi jest niż wszystkie ruskie kraje — odpowiedział Goworek. — Prawdę mam rzec, wolałbym na zamku widzieć księcia niż na dalekich szlakach z całém rycerstwem, gdy tu — ja zawsze go mam na myśli — Mieszek czyhać może? a z oddalenia chcieć korzystać.
— Krzywdzisz brata mojego — odezwał się książę. — Choćby i pragnął panowania nie sięgnąłby po nie z bezbronności korzystając. Stanął by mi po rycersku oko w oko do boju.
— Nie chcę ujmować Mieszkowi — tłumaczył się Goworek — zestarzał Stary, a za nim Kietlicz stoi, ten nie śpi!
— O Kraków lękasz się? — zapytał książę śmiejąc się.
— I o Kraków i o ziemię krakowską, która stać będzie otworem.
— Za nic że liczysz Mikołaja, który za wielu stanie? Ten ci tu na straży będzie!
Spuściwszy głową zamilkł Goworek. Po chwili Chmara się odezwał tonem sobie niezwykłym.