Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Daj mi z taką prawdą pokój.
Umilkli tedy... W drogę się przysposobiono prędzej, niż prezes sądził, czuć było w tem i wpływ pań obu na ludzi i może u sług ochotę przewietrzenia się trochę. W kilka dni nie było pozoru do odkładania, nawet nie wzywany, jakby przeczuciem zjawił się ojciec Serafin. Prezes posądzał Wychlińską, że go tajemnie sprowadziła.
Pożegnanie było czułe, przestróg i admonicyi nie brakło.... na ostatek powozy ruszyły przeżegnane z ganku przez prezesa... i cicho a pusto wyglądał — wyludniony Murawiec.
Zjawili się goście, lecz chwilowo, a ojciec Serafin sam cały dzień zabawiał prezesa w maryasza, w warcaby... lub rozmową ożywioną, bo umiał powieści i legend takie mnóstwo, że mu na nich nigdy nie zbywało.
Chociaż wypadek w sąsiednich Orygowcach już był nieco wyszedł z pamięci, właśnie teraz znowu przypomnieli go sobie wszyscy żywiej, bo cioteczny brat p. Daniela, oddawna wzywany, dopiero przybywał dla objęcia po nim spadku. Coś mu tam znać przeszkadzało do wyjazdu, bo gospodarstwo zdał na Brauna i panią Słońską, obiecywał się, obiecywał i dopiero gdy go sąd zawezwał zagroziwszy administracyą, zdecydował się stawić osobiście.
Znać było po nim człowieka miejskiego, bardzo ogładzonego, i nawykłego do życia w stolicy, gdzie każdej chwili pieczone i gotowane pod ręką. Stary kawaler ale wesołego temperamentu, lubiący znać do-