Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stracyi Byrona mógł się pomieścić; tragicznie pan wyglądasz.
— Jakże pani chcesz? mam ciągle z nieboszczykami do czynienia! — westchnął Micio.
— Ale to doprawdy może być niezdrowem i szkodliwem?
— Czasem i żywi nie są znośniejsi od umarłych — prędko poprawił się Micio.
— Pfe! jaka rozmowa nieprzyzwoita! — zawołała Adolfina — czyżbyśmy już do innej nie znaleźli materyału? Ja go mam, tylko się użyć boję.
Spojrzała na Micia i zarumieniła się, tak spotkane wejrzenie jego nowem i dziwnie się jej przejmującem wydało. Zmięszała się nieco. Mieczysław spuścił oczy.
— Zresztą trzeba się odważyć — zawołała Adolfina, ośmielając. Mówmy otwarcie. — Lucia mi powiedziała, że jedzie z panem do W... przyznam się panu, żem przeczuwała to nieszczęście dla siebie, które mnie najlepszej przyjaciółki pozbawia, alebym uczyniła chętną ofiarę z siebie, gdybym się o państwa młode gospodarstwo nie obawiała. O ile znam Lucię, pewną jestem że utonie w książkach, że uwięźnie przy fortepianie, pan będziesz siedział nad temi kośćmi nieboszczyków, a... obiad i wieczerza.
— A od czegoż nieoceniona Orchowska? przerwała Lusia, jedzie przecież z nami.
— Prawda, uśmiechając się, dorzuciła Adolfina, po to, żebyście wy ją pielęgnowali; ona ma przeszło sześćdziesiąt lat.
— A! damy sobie radę — zawołała Lusia.