Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ojca domu, przecież często się obcy ten przytułek czuć dawał.
Babińska bez miary gderała na Lusię pod pozorem wychowywania jej i przyspasabiania do życia. O ile bez miary była powolną dla syna, o tyle surową dla sierotki. Z teoryi jej wypadało że należało kobiety wychowywać ostrzej i przygotowywać zawczasu do tego, co je nieuniknienie czekało. Choć sama na los swój uskarżać się nie mogła — nieomieszkiwała zawsze narzekać na poddaństwo kobiet, na despotyzm mężczyzn i na upośledzenie słabszej połowy rodzaju ludzkiego. Służyło jej to za wyborny pretekst do niezwykłej surowości w obejściu się z tą biedną Lusią, która zawczasu nabrała charakteru bojaźliwego, milczącego, skrytego prawie, mając do niego z natury skłonność. Jeśli się poskarżyła cicho i zapłakała, to tylko na rękach i w objęciach starej Orchowskiej, która regularnie co rana i co wieczora podsuwała się podedrzwi, aby swoję panienkę uścisnąć i drobne jej rączki ucałować.
Ta miłość i poświęcenie dla dzieci starej ochmistrzyni zrazu zdawały się Babińskiej chwilowemi, prorokowała, że to się długo nie utrzyma... Gdy potem Orchowska i rok i drugi wytrwała ze swoją biedną i cichą ofiarą... pani Babińska inaczej to poczęła z pewnym przekąsem tłumaczyć.
— Chce jej się koniecznie heroiną zostać, mawiała... i żeby ludzie o niej gadali że się tak dla dzieci poświęca. Myśli może iż tym sposobem pozyszcze sobie u mnie miejsce i wkręci się do dworu. Ale ja tych komedyj nie lubię... Udaję że nie wiem i nie