Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie śmiałem się zbliżyć po wymówkach, rzekł Mieczysław.
Serafina porwała się od stołu, rzuciła serwetę i nic nie mówiąc, wyszła. Mieczysław wypił prędko herbatę i zszedł na dół do swego pokoju.
Na takiej teraz stopie było już młode małżeństwo. Powoli przyszło do tego. Jakim sposobem anielskiej dobroci Serafina stała się tak zgryźliwą i kwaśną, wytłumaczyć trudno. Mieczysław zawsze był dla niej czułym, grzecznym, uprzedzającym... a nigdy prawie nie obeszło się bez jakichś wymówek. W poufalszem życiu raziło ją, z jego strony, wiele niedostrzeżonych odcieni w obejściu się, których znosić nie mogła. Między innemi nie dopuszczała najmniejszej wzmianki o medycynie, o przeszłości, czyniąc z nich tajemnicę... rumieniła się i gniewała, gdy Mieczysław mimowolnie z nauką się wydał. W ciągu podróży, gdy ratując kogoś na drodze, krew puścił, długo mu tego darować nie mogła. Niewolno mu było zaspokoić ciekawości, zmuszała do grania roli obojętnego turysty. Za to, nienawykły do życia zbytkowego, musiał się wdrożyć w obyczaje pańskie i rozpieścić wykwintnością, której dla siebie się lękał... Jakiś głos wewnętrzny przestrzegał go, że może być zmuszonym powrócić do surowszych obyczajów, nie chciał więc czynić sobie nałogów, któreby się stały ciężarem.
Te nawyknienia proste, gusta niewykwintne, gniewały prawie Serafinę. Chciała z niego uczynić owego sztucznego człowieka salonowego, którym Mieczysław być nie mógł i nie umiał. Ztąd nieustanne