Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


Gdybyśmy powiedzieli że rok przeszedł bez żadnej zmiany, byłoby to niemal prawdziwem. Na zewnątrz w istocie nic się w stosunkach nie odmieniło, w duszach może więcej niż twarze pokazywały.
Rok był do przebycia ciężki ze wszech miar, nauka obarczyła Mieczysława, a zarobić na chleb było trudno. Lusia nie miała się kim wyręczyć, bo Orchowska ciągle prawie była chora. Posmutniała i ona, z trwogą patrząc na zbliżającą się godzinę, wypłaty długu. Liczyła dni ostatnie swobody, wiedziała bowiem, przeczuwała co ją oczekuje w przyszłości. Z tej obawy nawet się nikomu zwierzyć nie mogła... wszystko trawiła w sobie. Straciła też jej śliczna twarzyczka swą młodocianą świeżość i urok dawny, oblokła się jakby żałobą, cerą bladą... Dr. Varius uważny bardzo, ciągle przepisywał leki, lecz te wcale nie pomagały. — Lusia była coraz smutniejszą a Serafina dopytywała jej próżno, chcąc odgadnąć przyczynę cierpienia duszy, z którego rodziło się ciała cierpienie.