Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedzieć mu tak, jak ja ci na twe wyznanie — śmiechem??
— Przyznam się pani, że mnie łza się zakręciła w oku... To oświadczenie jest dla mnie rzeczą... potrzebującą rozmysłu... Bardzo być może iż je — przyjmę...
Na te słowa Serafina powstała z oburzeniem... cała jej przeszłość przyszła jej na pamięć.
— Dziecko! dziecko! świętokradzkie wyrzekłaś słowo! Pomyśleć się o tem nie godzi! Cóż to będzie za małżeństwo! Magłabyś śmiało być jego córką, w sercu — nie możesz mi się tego zaprzeć — nosisz inną miłość; byłoby to szaleństwo, dobrowolne uwiązanie kamienia u szyi... gorzej, gorzej! Brat nie może na to pozwolić! To oburzające — to... zbrodnia!
Lusia dała upłynąć spokojnie temu potokowi słów wezbranych... westchnęła tylko, ocierając łezkę ukradkową.
— Droga pani, kochana moja przyjaciółko — odezwała się z niezwykłą energią. Wy, dzieci złotych kolebek — inaczej poglądacie na świat niż my... Wy rośniecie z tem przekonaniem, że się wam od losu szczęście należy; w naszym słowniku niema tego wyrazu — zastępuje go fatalizm — konieczność — obowiązek... Dlaczegóżbym nie mogła pójść za zacnego człowieka... gdy to mnie, a! mniejsza o mnie — to Miciowi przyszłość zapewnia.
— A! zawołała Serafina, Mieczysław tego nie potrzebuje — on ma ją zapewnioną własną pracą i talentem.
— Obojga nie starczy — rzekła Lusia — patrz pa-