Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sumieniu. Cudzem spekulować, wierz mi — niebezpieczna.
— Zmięszany nieco Mecenas umilkł.
— Szkoda, dorzucił po chwili — kraj na tem traci — gdy kapitały nie są właściwie użyte. Cudzoziemcy z tego korzystają. Przemysł nasz podnieść należy...
— Jam do tego za stary — rzekł Szelawski, a i tobie oględnym być życzę. Przynajmniej nie wkładaj w to wszystkiego. Najpewniejsze spekulacye nie dają się obrachować — i zawodzą. Ja się ich już wyrzekłem.
Kalikst spuścił głowę zmięszany, bo wiedział, że po takiej odprawie, ojca by już namawiać było daremnem.
— Ja — dokończył mam taką wiarę w powodzenie naszej spółki, że nie wahałbym się włożyć w nią wszystkiego, co mam — ale nie mam wiele!
Powracający spiesznie do salonu Bronisław przerwał im rozmowę. W progu dosłyszał słów ostatnich, domyślił się o co chodziło, i skorzystał z tego, aby naprowadzić na własne spekulacye na domach, o których począł rozpowiadać szeroko...
Utrzymywał, że teraz właśnie pora była budować, bo miasto się rozrastało, ludność powiększała, lokale coraz drożej płaciły... Przywodził cyfry i fakty, Szelawski słuchał, ale milczał, i wcale się