Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I cóż za te wszystkie piękne rzeczy? spytał Hermau — ile gotówką a ile papierami.
— Wierz mi pan, że nie jestem tak interesowany jak się zdaje — dodał Lubicz... mam moje zadanie społeczne, prace... chcę spokoju, domu, zapewnionego bytu, aby na pożytek ogólny pracować... Nie kryję się z tém, iż byt zapewniony mi się uśmiecha, w towarzystwie osoby tak dystyngowanéj jak hrabina... lecz to wszystko... ja nad to więcéj nie pragnę...
— Skromne żądania — rzekł Herman; moje zaś ograniczają się w kilku a raczéj jedném słowie: swoboda. Swoboda w postępowaniu i swoboda przekonań...
— Co do tych przekonań — przepraszam że przerywam, odezwał się Lubicz. Mnie się zdaje, że należąc do jednego świata, koła, do jednych tradycyj — powinnibyśmy miéć przekonania jednakie... Nie może hrabia Ramułt należeć do radykałów, demokratów, nowatorów wszelkiego kalibru, proletaryatu inteligencyi szukającego dróg nowych, chcącego burzyć stary porządek pod pozorem jakiegoś tam postępu... dopominającego się oświaty dla tych, co jéj strawić i spożytkować nie są w stanie — enfin...
— Rozumiem — przerwał z kolei Herman, i powiem panu, że do tych nie należę, ale téż nie należę do tych, co nic zapomniéć i niczego się nauczyć nie umieją... że śmieszném mi się wydaje zawracać społeczność do tego co przeżyła... że nie jestem ani