Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poezye i urywki prozą.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
O! morze.


Cicho na morzu, cicho na ziemi, na niebie,
Na morzu się okręty złotemi oczkami
To śmieją, to wołają, to mówią do siebie,
Ognistemi, w ciemnościach błyskając głoskami.
Na ziemi! spojrzyj! miasto, ten olbrzym tak młody,
Co wyrósł z jednej myśli, stanął w chwili cały,
Olbrzymiemi piętrami, nad czarnemi wody
Podnosi się i świeci, jakby całun biały.
Tam błyszczą rzędy świateł, w głębokiej pomroce
I szereg długi kolumn, długie murów ściany,
Jak gwiazda spadająca światło zamigoce
I głos zaszumi jakimś turkotem przerwany.
Na niebie o na niebie! co tam świateł błyska!
Widzisz, ile klejnotów na Bożej koronie!
A między niem, a ziemią chmura się przeciska
I czarna topi gwiazdki w nieprzezrocznem łonie.
Na niebie i na morzu wszystko drzemie w ciszy,
Niebo z morzem w uścisku do snu się skleiły —
I fali nawet szumu ucho nie dosłyszy —
Śpią, jak dzieci te wody, co tak groźnie wyły!
Tak i człowiek! o morze! ileż patrzeć na cię
Musiałem razy, tyś jest człowieka obrazem —
Zmienneś jak on — nieczułe, w twej duszy i szacie —
Ileż sprzeczności dziwnie pogodzonych razem!

Odessa.