Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyrazem powagi nad wiek jego. Nie wydawał się bowiem starszym nad lat dwadzieścia kilka.
Trzymał się prosto, nieco z żołnierska, z widoczną pamięcią na siebie, chwilami jednak, jak gdy witał Burzymowskiego, surowość z oblicza ustępowała wyrazowi wielkiego, szczerego acz hamowanego uczucia. Naówczas lice to smutne całkiem się inne stawało, ożywiało, odmładzało, dopóki na rozkaz pana nie zesztywniało i nie stężało ostygłe.
Burzymowski na widok młodzieńca, dla którego musiał mieć afekt wielki, zmienił się cały, odzyskał wesele i rubaszność swoją. Po wyjściu Pokutyńskiego ponowił uścisk serdeczny i rzekł pośpiesznie.
— Ale chodźmyż na górę do Sylwki, bo i ona niecierpliwa jest i radaby cię zobaczyć. Tylko, powiedzże ty mi, jak się to stało, ja się ciebie spodziewałem z rana jeszcze? Czy zapomniałeś o nas? czyś zapomniał?
— A! nie zapomniałem, boby to była niewdzięczność sroga, — odparł głosem miłym i sympatycznym Micio — wstrzymała mnie okoliczność pewna, force majeure, oprzeć się jej nie było sposobu. Miałem bardzo miłe i zaszczytne zaproszenie do Skierniewic do księcia arcybiskupa, a ten nie puścił mnie od siebie, aż dopiero przed paru godzinami.
— Fiu! fiu! — zaśmiał się widocznie uszczęśliwiony Burzymowski, — jakie sobie stosuneczki porobiłeś... Proszę, proszę! Arcybiskup go zaprasza i zatrzymuje! Jeszcze kto i jaki? Krasicki!...
I raz go jeszcze uściskał, ruszając ku drzwiom, bo pilno mu było zaprowadzić go na górę.
— Chodźmy! — zawołał, — chodźmy. Tam dopiero ja i baby weźmiemy asińdzieja na spytki. Tyś się tu już stał warszawianinem, znasz grunt, a my biedni parafjanie naoślep jeszcze stawiamy kroki. Jesteś więc dla nas drogocennym przewodnikiem, musisz pokazywać drogę.
Gdy na górę weszli do salki, nikogo w niej nie było, obie panie zapewne wiele miały do czynienia z gałgankami i znajdowały się właśnie na ważnej naradzie