Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mówiąca to znaną była ze swej sentymentalności, nawet na owe czasy — wygórowanej.
— Tak — admirują ją, ale mnie los jej przeraża, — dokończyła pani Sewerynowa — dla płochego człowieka taką mieć miłość to nieszczęście!
Coś w tem jest tragicznego!
— A! z miłości się nie umiera! — dokończyła cicho piękna blondynka — bo inaczej, jabym już dawno umrzeć powinna!!
Wśród tej rozmowy i przechadzek po salonie, nim Pokutyński się zebrał do deklamowania jakiegoś ustępu z roli Nathana, szmer się zrobił na sali, wiadomość jakąś podawano sobie z ust do ust.
Wszyscy się zaczęli cisnąć i dowiadywać od sąsiadów.
— Co to jest?
— Co się stało?
Nierychło dopiero ktoś umiał wytłumaczyć to poruszenie tem, że z Szulca nadbiegł posłaniec od księcia eks-podkomorzego, który oddawna już był bardzo słaby, i zażądał się widzieć z synowcem.
Wszyscy wiedzieli, że stary eks-podkomorzy dogorywał, nie przyjmował już nikogo, i co chwila spodziewano się katastrofy.
Nikt się jednak nie zasmucił tem bardzo, a nikt też nie zdziwił, gdy powiedziano, że książę wyjechał na stryja wezwanie.
Wkrótce potem i goście się rozjeżdżać zaczęli. Czeżewska, która smutną tego dnia rolę grała, zapomniana w kątku, kręciła się też, namawiając jeszcze niebardzo zdrową i silną Sylwję do powrotu.
Znalazła ją nadspodziewanie gotową na ten raz spełnić jej życzenie i obie panie, pożegnawszy gospodynię, która je, szepcząc coś Sylwrji na ucho, odprowadziła do progu — natychmiast wyjechały.
Zaledwie siadły do powozu i o kilkanaście kroków oddaliły się od pałacu, gdy Sylwja, nie pytając wcale Czeżewskiej, nie tłumacząc się jej, pociągnęła za sznur i przywoławszy służącego, kazała jechać do majorowej.