Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

albo raczej niedoznawania ich, i przebywania wszystkiego kamiennym chłodem.
— Co do mnie — dodawała zaraz, — jakkolwiek jej zazdroszczę, naśladować nie mogę! Serce mam nadto wrażliwe, duszę zbyt przywykłą do uczuć, bez którychbym wyżyć nie mogła!
Halka wówczas spuszczała oczy, rumieniła się biedna: wystawiona tak na poczwarkę oziębłości i zastygnienia, bronić się nawet nie chciała.
Ale gdy potrzeba było dla chorego Władzia noc bezsenną przesiedzieć, w ciszy dokonać jakiejś ofiary, o której nikt prócz Boga nie wiedział, a hrabina leciała tymczasem, gdzie ją unosiła fantazja: Halka poświęcała się ochotnie, nic nie mówiąc i uniewinniając jeszcze, iż cudze zastępowała miejsce. Laura nie była w stanie nawet dla najświętszego obowiązku uczynić ofiary godziny czasu, przeznaczonego na bujanie po świecie, a jeźli wstała w nocy do łóżka dziecięcia, nazajutrz całe o tym heroizmie wiedzieć musiało sąsiedztwo.
Czasem poczuwając się do winy w duszy, hrabina tłómaczyła się z unikania przykrych obowiązków, tem, że boleść zbyt wielkie i głębokie czyniła na niej wrażenie, że z cierpieniem oko w oko bezkarnie spotykać się nie mogła; i płochość szła na karb niezmiernej czułości.
Na widok chorego rozchorowywała się zaraz sama, dwór zbiegał się z flaszeczkami eteru i pochlebstwy, zamykano drzwi, nie puszczano niby wyrywającej się, a kończyło się na tem, że ją zabawiano, i w kwadrans śmiała się najweselej.
Najmniejsze sprzeciwienie się pieszczoszce rozdrażniało ją niesłychanie: nie rozumiała oporu, nie pojmowała niepodobieństwa, gdy o nią chodziło. W domu jeden tylko hrabia jej nie ulegał, i oswojony z tą komedją, zawsze z za kulisy patrzał na nią z obojętnością reżysera, uchodząc też za posąg kamienny.
Lecz wróćmy do Halki, która widząc mię cierpiącym silnie, a czując, żem potrzebował słowa pocie-