Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go włości i panowanie, jak bogactwa, był ogromny. Po większej części składał się on ze szlachty, z familjantów, których policzywszy rodziny, okazało się, iż niemal osobny mały światek stanowił i jakby kraj udzielny. Żyło to mnóstwo w samym Nieświeżu, po dobrach i miasteczkach książęcych, ba w zamku i około osoby księcia jegomości. Doliczywszy do dworu, oficjalistów, posesorów, wojskowe komendy, ekonomów, starych rodziny klientów, duchowieństwo, ubogich krewniaków z dziesiątej wody po kisielu, na tysiące szła liczba. Nie brakło też i tak zwanych rezydentów różnego kalibru, którzy się z łaski książęcej, przy stole, na jurgielcie i podarkach utrzymywali, nie robiąc nic, tylko pana Boga i dobrodzieja chwaląc.
Jużem to ja nigdy ludzi, co się puszczają na ów chleb próżniaczy nie lubił. Kalectwo i starość poniekąd wymawiają takich pasożytów, inaczej to już nieciekawej natury oznaka, gdy kto niezapracowany chleb łaskawy zjada. Takich darmożyjów w samym Nieświeżu było podostatkiem, bo książę, obyczajem rodziny i dla zachowania w narodzie miłości i popularności, łatwo przyjmował, ugaszczał i zatrzymywał.
Służyłem ja podówczas w regimencie księcia, a staliśmy ciągle prawie załogą w Nieświeżu i przy dworze się kręcili. Nie było tak dalece co i robić, bo choć czasem egzercerunek w polu sprawialiśmy, i dla dostojnych gości przyszło wystąpić, to potem tygodniami, ba miesiącami, czasu dosyć zostawało grać w marjasza i ziewać. Książę zwłaszcza w późniejszym wieku fantazją miał wielce zmienną, rzadziej wesołą, częściej chmurną, a choć przy obcych rad był okazywać humor pański, widział to każdy bliższy, iż szczęśliwym się nie czuł. Zabawiać go też starali się wszyscy jego dworacy, przyjaciele i cokolwiek nas było koło niego.
Roiło się ludu, dzień też nie przeszedł, żeby kto obcy nie przybył, posłaniec, szlachcic z prośbą, gość, klient, kwestarz, artysta, wirtuoz lub kupiec. Osobli-