Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

staruszką, wcale inaczej wygląda gdy nowa, a zwłaszcza kiedy gospodarz całą gębą gospodarzem; kiedy gospodyni dbała, a semja duża. Wylepiona, wybielona, omieciona, zdaje się ukrywać starannie, z czego się składa i rzekłbyś, że doprawdy, pobudowana z drzewa nie z kijów.
Po 1812. wieś nasza i jej chaty, wcale jednak inaczej wyglądały. Na wielkim położona trakcie, na wojsk przechodzie, wiedziała czego się ma spodziewać, i wieśniacy po jednemu, po dwu, potem kupami wybrali się na sąsiednie Polesie. Pan ze swego pałacu daleko wprzódy ustąpił.
Wieś, pałac, zabudowania, pola, smutny teraz przedstawiały obraz, kilka chat z brzegów całkiem rozebranych, sterczały niewyrwanemi słupy i rumowiskiem pieców czarnych. Płoty leżały na ziemi, ogrody okrywały chwasty i pokrzywy przeszłoroczne. Niektóre budowy niedogorzałe ze zwisłemi dachy, z wyłamanemi ścianami, zgasłe tylko zawierały ogniska. Stratowana ziemia, świadczyła o koniach, które w pobliżu stały. Szczątki kości walały się po drodze, krucy obrywali reszty ścierwa ze skieletów koni.
Głuche milczenie przerywane krakaniem ich, panowało na wiosce. Mało jeszcze włościan popowracali, i z rzadkiej chaty kurzyło się, rzadka postać ludzka przesuwała się przez szeroką drogę środkiem wsi wijącą, której część trawą i burzanami zarosła.
W końcu osady był dawniej pałac pański. Zwał się on pałacem, boć ten, co w nim mieszkał, zwał się grafem. Był to budynek piątrowy żółty, ze czterma kolumnami z frontu, z dwiema oficynami po bokach. Ode drogi oddzielały go sztachety w murowanych słupach i brama murowana wyniosła, z dwoma glinianemi wazony na wierzchu. Teraz wojna wyłamała sztachety, słupy z tynków opadły i jedna część bramy runęła. I pałac w nielepszym był stanie.
Większej części okien brakło szyb, a nawet ram, niektóre zamykały się okiennicami, inne zabite były dylami, inne stały otworem dla wróbli i jaskółek.