Strona:Józef Ignacy Kraszewski - O pracy.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

by bogatszy od drugiego, a co daléj to gorzéj, bo ten coby wziął więcéj, dorobiłby się łatwiéj.
Gdyby jednak zakazano sprzedawać ziemię, musieliby wszyscy zostać rolnikami, nie byłoby podziału pracy, swobody w wyborze jéj i ludzie byliby biedni. Człowiek czynny nie mógłby oszczędzonego grosza używać więcéj, a jednakże on zawszeby miał i zarobił więcéj od leniwego.
Gorzéjby jeszcze było, gdyby przyszło dzielić fabrykę. Te machiny, które wszystkie razem jedna drugiej pomagają i służą dobrze gdy się podtrzymują, a warte są wiele, bo oszczędzają dużo siły i czasu; gdyby je podzielono na pięćset kawałków, dla pięciuset ludzi, na nicby się nie zdały i ledwieby je jak stare żelaztwo użyć można. Fabryka by upadła.


Łatwo ztąd wnieść, że podział cudzéj własności nie zbogaciłby ubogiego, a byłby wielką niesprawiedliwością. Bogaty nie mógłby już dostarczyć roboty kilkuset ludziom, których używał wprzód do budowania domów, fabryk, do gospodarstwa; nie byłoby bogatych. Każdyby dla siebie pracował, i koniec końcem ledwieby ludzie żyć mogli, bo wiele rzeczy, które dziś i ubogi mieć może, takby podrożały, żeby ich nikt się nie dokupił.
Niktby nie oszczędzał, nie byłoby więc kapitałów, nie byłoby dochodów i zapasu na starość lub czasy głodu. Podzieliwszy majątek bogatego, ubodzy byliby ubożsi jeszcze niż przedtém.


Ale gdyby nawet i nie tak być miało, gdyby można własność bogatego podzielić nie niszcząc jéj i nie odbierając wartości, gdyby te sto rodzin, o których mówiliśmy, rozdzieliły się dochodem bogacza, dzieląc jego majątek: czyby i z tém lepiéj było? Dziś te rodziny zyskują razem za robotę bli-