Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

małe ofiary, mogliby niemi wielkie osiągnąć skutki, ale chciwość zarobku oślepia i rozgorączkowywa.
W czasie, gdy jeszcze miałem własną drukarnię w Dreznie, gorąco się zajmując jéj losem, dopóki ciężkie próby, na jakie byłem narażony, nie rozczarowały mnie i nie zniechęciły — myślałem szczerze o losie współpracowników moich.
Z Lipska dochodziły naówczas wieści, że się gotuje bezrobocie drukarzy, wymaganie powiększenia płacy robotników stosunkowo umiarkowanéj. Siadłem obrachować, co zecer zarobić może i ile jego skromne utrzymanie z rodziną kosztować musi. Okazało się z tego rachunku, iż istotnie najgorliwszy, najpracowitszy — z rodziną zaledwie mógł wyżyć z zarobku.
Co do nas, właścicieli drukarń, nie ulegało wątpliwości, że mając robotę i pilnie chodząc koło niéj — nam się sowicie mógł zakład opłacić. Wprawdzie każdy z nas mógł zbankrutować, zakładając niebacznie drukarnię zbyteczną, nie starając się o robotę etc., etc.; ale to było jego sprawą — nie robotników. Gdy drukarnia szła normalnie, zysk właściciela był znaczny, a zarobek zecera w stosunku do niego niedostatecznie był oceniany.
Widząc to, powziąłem myśl, abyśmy my sami uprzedzając domagania się i bezrobocie, razem się zebrali, poddali taryfę sumiennemu przeglądów i — dobrowolnie ceny podnieśli.
Miałem znajomego właściciela drukarni, człowieka, który mi się bardzo zacnym, uczciwym i dobréj woli wydawał. Z ust jego słyszałem, że z prostego zecera sam się dorobił, o własnéj sile, do małéj naprzód drukarenki, potém do znaczniejszych wzrosłéj rozmiarów.
Spotkawszy się z nim, otwarcie wypowiedziałem mu myśl moję. Spojrzał na mnie wzrokiem dzikim, twarz mu się zmieniła.