Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/649

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ile razy Zdzisław na chwilę oddalił się z domu, Alf czatować się zdawał, wciskał się natychmiast, zmuszał Herminię do niemiłéj rozmowy, słówka cedził powoli obrachowane, a dobierał je tak, ażeby na długo w pamięci utkwiły. Chwalił niby przyjaciela, umiejąc zawsze wyszukać coś takiego coby mu zaszkodzić mogło. Wiedział już o dawnéj miłości dla Mangoldówny, o wielkiém uwielbieniu dla panny Stanisławy — wiedział o czemś więcéj jeszcze i żartobliwie dowodził, że Zdzisław miał serce tak płomieniste, iż tylko Herminia cudu tego dokazać mogła, by go w swych więzach dłużéj utrzymać.
— Cóż on nieborak winien, że jest tak czuły i wrażliwy? Ja mu zazdroszczę! wzdychał Alf.
Przez starego Ludka, który był najzręczniejszym zbieraczem plotek i najusłużniejszym z dziadków, doszedł Alf do wiadomości o mało komu znanych przelotnych, dziecinnych niemal miłostkach Zdzisława z Felisią kuzynką pani Róży, którą niegdyś hrabina przestraszona oddaliła z Samoborów. Panna Felisia zamieszkiwała teraz w miasteczku... i Alf się domyślał, że nie wygasłą miłość dawna rozciągała nad nią opiekę... Tę zabawną historyjkę po cichu i w sekrecie opowiedział Alf hrabinie, która oburzała się, czerwieniła, broniła męża, słuchać nie chciała — ale pomimo to jakiś żal miała do niego...