Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szpitalnej ranny hałas chłopskich wozów, głosy sprzedających tuż chleb Prądnicki, zbudziły ją oddawna — Monia spała. Zasłonki w oknach były zapuszczone. Stara piastunka zbliżyła się do łóżeczka, wpatrzyła w bladą, białą, przez sen uśmiechniętą twarzyczkę — postała chwilę schyliła się by oddech posłyszeć...
Oddechu nie było już...
Przyłożyła rękę do czoła i ledwie mogła krzyk w piersiach powstrzymać — czoło jak lód było zimne...
Monia usnęła na wieki.
Lasocka padła na kolana przy łóżku, twarzą na ręce skostniałe zmarłej i tak ją wchodząca sługa zastała, bezprzytomną i zemdlałą.


Było to we dwa dni po pogrzebie — Małdrzyk leżał na łóżku, w nogach jego siedział Klesz — opodal nieco Micio. Na wszystkich trzech widać było okrutną męczarnię przebytą. Małdrzyk od przysypania tej trumny — słowa prawie wymówić nie mógł. Odprowadzono go bezwładnego do domu, Jordan położył do łóżka i nie odstępował na krok.
Boleść ta niema, bez wyrzekań, bez łez, zamknięta w sobie, była czemś strasznem jak śmierć. Wodził oczami osłupiałemi po izbie, po twarzach