Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

biecywał się z nich wywiązać gorliwie, o czem Jordan nie wątpił. Nie widział on w tem żadnego niebezpieczeństwa dla Moni, która się z nim obchodziła z powagą, taktem i uprzejmością niedopuszczającą poufałości zbytecznej, Lasocka zaś miała baczne oko i może do zbytku strzegła dziewczęcia, które nie potrzebowało takiego dozoru.
Monia bowiem jak w swych listach, tak w obejściu się z ludźmi dowodziła wyższości swej i dojrzałości nad wiek. Niepospolita to była istota, która umiała być młodą wrażeniami — a była rozumem i panowaniem nad sobą, niemal starą. O ile pieszczoty rodzicielskie często psują, tyle sieroctwo, upokorzenie, ciągłe nagany i upokorzenia często podnoszą i kształcą. Szkoła nieszczęścia jest wielką mistrzynią. Monia byłaby może uciskiem tym zgniecioną, byłby on wywołał w niej skrytość, skłonność do udawania, pokorę nienawiścią podszytą, gdyby — przyszedł był od kolebki nie dając się jej rozwinąć. Szczęściem rodzicielska miłość strzegła jej dzieciństwa, a męczeństwo przyszło gdy już umysł i serce były nawpół rozwinięte, gdy szlachetniejsze prądy w nich grały. Nauczyła się cierpieć milcząco, znosić łagodnie i cicho, a co na zewnątrz wyjść nie mogło, skupiło się w sercu i duchu.
Miała więc podwójny urok młodości i powagi z nią połączonej i niedziw że ów Micio de