Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z tą otwartości dziecięcą, Monia przyjęła przyjaciela ojca, uprzejmie. Nie można było mu odmówić wdzięcznej powierzchowności, może tylko zbytnio wystudyowanej, a choć płochym był i podpsutym, coś mu polskiego serca zostało.
Micio zajął się niezmiernie panną Monią a co zatem szło, ojcem jej — losami obojga. Ujęła go tym rodzajem poufałości polskim dziewczynkom właściwej, które o nic złego nie posądzając nikogo, rade być przyjacielsko ze wszystkiemi. Micio się jej dosyć podobał i trochę ją zabawił — ona uczyniła na nim wrażenie piorunujące.
Było to coś nakształt rozkoszy z jaką się pije czystą, dobrą wodę źródlaną, po długiem używaniu sodowej.
Wyszedł upojony; a że się łatwo mógł domyśleć w jakiem położeniu był Florek, wcisnął mu owe parę tysięcy franków.
Małdrzyk połowę natychmiast oddał Kleszowi, wiedząc że on go z niewoli Marsylskiej wykupił. Klesz bronił się w początku, potem je przyjął.
Oczekiwano na odpowiedź z Księztwa bardzo długo.
Rodzina, do której się Jordan zgłosił, w istocie od tak bardzo dawna o Małdrzyku nic nie wiedziała, że odebrane pismo wydało jej się jako rodzaj oszustwa, próba wyzyskania ich, chęć wymożenia jakiegoś zasiłku. Pan Ksawery M., człek